poniedziałek, 18 czerwca 2012

Wpis czwarty: Urwisko

Mijały dni a nawet tygodnie. Miałam wrażenie, że każdy z nich ciągnie się w nieskończoność. Czasami, kiedy budziłam się w nocy, miałam wrażenie, że minęły lata, że nie jestem już tą samą małą dziewczynką. Te uczucia nie opuszczały mnie aż do rana. Dopiero z pierwszymi promieniami słońca wracała do mnie świadomość mojego wieku.
Wstawałam zawsze jako pierwsza. Kiedy opuszczałam łazienkę, współlokatorki były na nogach. Wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenie. Za każdym razem udawałam, że tego nie dostrzegam. Z racji dość wczesnej godziny wracałam na łóżko i odgradzałam się od świata ciężkimi kotarami.
Kuliłam się, przyciskając nogi do piersi. Rękoma objęłam kolana i starałam się powstrzymać rzewne łzy. Po kilku minutach bezczynności otworzyłam dziennik i pogrążyłam się w rozmowie z moim przyjacielem. Minęła już połowa października, kiedy w końcu Tom odważył się poprosić mnie o pomoc.
Moi bracia wciąż mi dokuczają - napisałam. - Wczoraj Fred i George chcieli wrzucić mi do herbaty jeden ze swoich nowych produktów. Uczniowie w szkole mieliby kolejny powód do śmiania się ze mnie.
Przykro mi, że nie dogadujesz się z braćmi. Kiedyś chciałem mieć rodzeństwo, czułem się samotny i zagubiony, ale teraz mam Ciebie, Ginny.
Tom, gdybyś wiedział, jak bardzo bym chciała, abyś był moim bratem. Ty nie zostawiłbyś mnie samej. Troszczyłbyś się o mnie.
Oczywiście...
Tak wiele dla mnie robisz. Z Tobą czuję się bezpieczna.
Ginny, czy mogę mieć do Ciebie prośbę?
Oczywiście! Przyjaciele powinni sobie pomagać.
W zamku jest ktoś bardzo dla mnie ważny. Jest nie groźny, ale wygląda strasznie. Nie wolno Ci go oglądać, bo mogłabyś się do niego zniechęcić. To wąż. Jest zamknięty w ciasnej komnacie od paru tysięcy lat. Pewnie jest mu okropnie niewygodnie.
Chcesz, abym go wypuściła? Tom, przecież wąż nie może spacerować po Hogwarcie, nawet jeśli jest niegroźny.
Ginny głuptasku, przecież nie będzie pełzał po korytarzach. On przemieszcza się w rurach. Nikt nawet się nie dowie, że on tam jest.
No dobrze, skoro Ci na tym zależy... A jeśli coś się stanie?
Nie ufasz mi?
Ufam...
Chociaż jest coś, co może zagrozić jego życiu.
Co to takiego?
~*~
Moje ciało nie należy już do mnie. A przecież jeszcze nie dawno mówiłeś, że ono i umysł zawsze będą moje. Kłamałeś, dlaczego kłamałeś? Wyczuwam, że nie masz tyle sił, aby w pełni mnie kontrolować, zostawiasz mi odrobinę wolnej woli. A może robisz to specjalnie? Chcesz, abym odczuwała cała tę sytuację? Jesteś podły, Tom, jesteś podły i zły.
Boję się. Gdybym mogła, to zatrzęsłabym się jak osika na wietrze. Mój umysł wypełniają obrazy. Widzę dom, widzę rodziców, widzę rodzeństwo, które wbrew pozorom tak bardzo kocham. Nie chcę na nich patrzeć. Nie chcę aby kręcili głowami z niedowierzania. Ich wargi układają się i szepczą bezgłośnie, jak bardzo się na mnie zawiedli. Jest mi wstyd, tak bardzo wstyd.
Idę korytarzem. Z pozoru wyglądam jak zawsze. Nikt specjalnie się za mną nie ogląda. Nikogo nie obchodzę. Mijam Freda i George'a. Wołają coś do mnie. Obca siła wygina moje usta w uśmiech. Mówię im, że wszystko w porządku. Kiwają głowami i dalej pogrążają się w rozmowie z ciemnoskórym przyjacielem.
Jestem tylko źdźbłem trawy w kępie, tylko listkiem na ogromnym drzewie...
Chcę płakać, łkać i ubolewać, jednak spod moich popiwek nie wypływa żadna słona kropla.
Wychodzę z zamku. Pada deszcz. Zimne, rzęsiste bicze nie dają ukojenia. Moczą moje włosy i ubranie. Trawa staje się śliska, jednak ktoś inny powstrzymuje moje ciało przed upadkiem. Czuję chłód. Na rękach ukazuje się gęsia skórka. Po plecach przebiega mi dreszcz.
Przechodzę przez błonia i staję obok chaty Hagrida.
Naiwna - słyszę w głowie. - Wiesz, że jutro nie będziesz niczego pamiętać i dalej będziemy przyjaciółmi? Jesteś mi jeszcze potrzebna.
Nie jestem w stanie mu odpowiedzieć. Z żadnej z dwóch izb nie dobiega dźwięk. Gajowego najprawdopodobniej nie ma w domu.
Szkoda - myślę. - Może by mnie powstrzymał.
Nagle moich uszu dobiega hałas dochodzący z kurnika. Czuję jak Tom uśmiecha się gdzieś w moim umyśle. Nie jest delikatny, w końcu może być sobą.
Chcę umrzeć. Mam zaledwie jedenaście lat, a już chcę umrzeć.
Podchodzę do kurnika. Wyciągam różdżkę.
- Alohomora - mówię.
Rygiel odskakuje z głuchym brzdękiem, drzwiczki się otwierają. Moja ręka chwyta pierwsze, napotkane stworzenie. Nie zwracam uwagi na jego szarpanie i krzyk. Zaciskam palce na jego szyi. Po chwili opada z sił. Odrzucam martwe ciało. Biorę następnego ptaka, i następnego, i następnego. Najchętniej udusiłabym samą siebie. Słyszę jego śmiech. Boli mnie od niego głowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz