W
następnych dniach pisałam z Tomem coraz częściej. Nawet na chwilę nie
zostawiałam go w sypialni. Jego dziennik był zawsze blisko mnie. Nie
chciałam, aby ktoś go zobaczył. Chroniłam go. Czułam, że taki właśnie
mam cel. Ja, jedenastoletnia dziewczynka w końcu mogłam okazać się kimś
ważnym, kimś potrzebnym. Omijałam rówieśników wielkim łukiem. Czasami
podsłuchiwałam rozmowy dwóch współlokatorek. Miranda i Astrid
zaprzyjaźniły się.
-
Ładnie ci w tej nowej fryzurze. - Usłyszałam pewnego wieczora, kiedy
siedziałam na łóżku, odgrodzona od nich ciężką kotarą. Pewnie sądziły,
że już śpię.
-
Tak, dobrze, że przestałam czesać te głupie warkocze - zaświergotała
Miranda. - Mama zawsze mi powtarzała, że wyglądam w nich ładnie. Teraz
czuję się doroślej.
-
Tak też wyglądasz - wtórowała jej Astrid. - Swoją drogą, - tutaj
ściszyła głos - nie wydaje ci się, że Ginny Weasley jest jakaś dziwna?
Myślałam, że okaże się sympatyczną dziewczyną...
-
Ja też. Ale ona wygląda, jakby lunatykowała przez całą dobę. Aż dziwne,
że nikt tego nie widzi. Profesor McGonagall mogłaby coś z tym zrobić.
- A może ona jest na coś chora? - zaproponowała po chwili Astrid. - Wiesz, różne dziwactwa teraz panują.
- Chora czy nie... jakie to ma znaczenie? Czasami się boję, że zamorduje nas we śnie.
- Och, przestań! Przez ciebie nie zasnę.
Po
chwili obie wybuchły śmiechem, a po moim policzku popłynęła samotna
łza, a za nią kolejna i kolejna. Zagryzłam wargi, aby nie załkać głośno.
Nie chciałam, żeby mnie usłyszały.
Dobrze, że Cię mam, Tom - naskrobałam szybko. - Jesteś moim jedynym, prawdziwym przyjacielem.
Nie smuć się, Ginny, one zrozumieją swój błąd szybciej niż Ci się wydaje.
Skąd wiesz, co się wydarzyło?
Bo przyjaciele rozumieją się bez słów.
~*~
Spacerowałam
po błoniach szkoły. Ciepłe promienie słońca grzały moją bladą twarz.
Trawa była jeszcze mokra od wczorajszego deszczu. Nie zdążyła do końca
obeschnąć. Mijałam grupki rozchichotanych przyjaciół i zakochane pary.
Moje
myśli mimowolnie powędrowały w kierunku Harry'ego. Ron tak wiele o nim
mówił. Harry zawsze był odważny, honorowy i szlachetny. Miał wszystkie
cechy pasujące do prawdziwego bohatera. Szkoda tylko, że mnie nie lubił.
Oddaliłam
się nieznacznie od zamku. Stanęłam przy dwuizbowej chacie. Z jej
niewielkiego kominka leciały szare kłęby dymu. W pobliżu domu rosły
okazałe dynie, a moich uszu dobiegł hałas dobiegający z kurnika.
Odruchowo pogładziłam dłonią grubą skórę pomarańczowego owocu. Była zaskakująco gładka i twarda.
- Podobają ci się? - zapytał głos za moimi plecami.
Odwróciłam
się mechanicznie. Musiałam mocno unieść głowę, aby spojrzeć prosto w
czarne oczy ogromnego mężczyzny, a samo odnalezienie ich na owłosionej
głowie, było nielada wyczynem.
- Pan jest gajowym? - spytałam nieśmiało.
- Tak, ale możesz mówić mi Hagrid. Za to ty jesteś siostrą Rona, prawda?
- Mam na imię Ginny.
- Wszystko w porząsiu? Jesteś paskudnie blada. Może wpadniesz na herbatkę i ciasto? Rozgrzeje cię.
- Sama nie wiem...
- Tylko na chwilę - nalegał.
W
odpowiedzi kiwnęłam nieznacznie głową, choć przez moment miałam
wrażenie, że ten ruch nie został wykonany z mojej własnej woli.
Weszłam
do ciepłej izby i usiadłam na starym, poszczerbionym krześle. Po chwili
poczułam jak moja ręka staje się mokra i klejąca. Spuściłam głowę i
zobaczyłam łeb wielkiego, szarego psa. Popatrzył na mnie czarnymi
oczami. Zalęknięta znieruchomiałam.
- Spokojnie. - Usłyszałam głos Hagrida. - Ma na imię Kieł. To stary, leniwy kundel.
Zagryzłam
wargę i podrapałam psisko za uchem. Zawsze lubiłam zwierzęta, zwłaszcza
koty, jednak ten olbrzym napawał mnie strachem. Kątem oka obserwowałam,
jak Hagrid zalewa herbatę wrzącą wodą. Postawił przede mną kubek z
parującym napojem i niewielki talerzyk z skamieniałym kawałkiem ciasta
drożdżowego.
- To moja specjalność - rzekł, wypinając dumnie pierś. - Harry'emu, Hermionie i twojemu bratu zawsze bardzo smakuje.
Na
samą wzmiankę o Harrym zrobiłam się szkarłatna na twarzy. Starałam się
to ukryć, opuszczając głowę i pozwalając, aby kurtyna rudych włosów
zakryła mi buzię.
~*~
Pierwsza
lekcja eliksirów nie zapowiadała się ciekawie. Wszyscy moi bracia,
począwszy od Billa, a na Ronie skończywszy, nie mieli o profesorze Snape
dobrego zdania. Choć wszelkie próby dowiedzenia się czegoś więcej
kończyły się na skarceniu ich przez mamę i stwierdzeniu, że nie można
tak mówić o nauczycielu. Dzisiejszego dnia sama miałam się przekonać,
jaki jest władca najgorszej reputacji w szkole.
Klasa
od eliksirów mieściła się głęboko w lochu. Między ciemnymi korytarzami
wiało chłodem, a kamienne ściany nie zachęcały do spacerów i przebywania
tutaj dłużej niż to konieczne.
Przekroczyłam
próg sali i jedyną myślą, która zaprzątała mój umysł w tym momencie
była ucieczka. W pomieszczeniu stał wysoki, chudy mężczyzna w czarnych
szatach. Wiedziałam, że nie jest stary, jednak mocno zapuszczony wygląd
dodawał mu trochę lat. Na kościstej, ziemistej twarzy czaił się
ironiczny uśmiech. Wygiął wąskie wargi, ukazując krzywe, żółte zęby.
Świdrował uczniów małymi, czarnymi oczami. Jego wzrok zatrzymywał się na
każdym z nas dosłownie na kilka sekund.
Klasa nie liczyła tylko Gryfonów. Byli tu również Ślizgoni. Zajęli miejsca po prawej stronie, natomiast nam pozostawili lewą.
-
Weasley. - Usłyszałam lekko przyciszony, niesympatyczny głos
nauczyciela. - Chyba nie zamierzasz stać tam przez całą lekcję? Okaż
więcej inteligencji niż twoi bracia.
Te
słowa podziałały na mnie jak zimny prysznic. Otrząsnęłam się i zajęłam
jedno z miejsc z tyłu klasy. Czułam, jak serce kołacze mi w piersi.
Przymrużyłam oczy, aby się uspokoić. Przebywanie w pobliżu Snape'a
sprawiało, że wypełniał mnie niemożliwy do opisania strach. Miałam
wrażenie, że potrafi jednym spojrzeniem wyczytać wszystkie myśli z mojej
głowy. Zagryzłam wargę i błagałam w duchu, aby ta lekcja skończyła się
jak najszybciej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz